Witam :)
Nareszcie udało mi się znaleźć czas i chęci by podzielić się
z wami moim wrażeniami z pierwszego meczu reprezentacyjnego w moim życiu.
7 lipca 2013r.- ta data pozostanie w mojej pamięci już na
zawsze. Hala Stulecia, mecz POLSKA - USA wygrany przez naszych orzełków 3:1.
Na mecz pojechałam razem z moją najlepszą przyjaciółką i młodszą siostrą, którą udało nam się zarazić pasją do
siatkówki. Pamiętam jak ciężko było zdobyć bilety na Wrocław, pamiętam dzień
ich sprzedaży, kiedy to nie udało nam się kupić ani jednego miejsca. Przyznam,
że były łzy, w końcu przez kilka ostatnich miesięcy odkładałam oszczędności by
sobie i siostrze kupić bilety, by zobaczyć moich idoli i w jednej chwili
marzenie, które miało się spełnić pękło jak bańka mydlana. Nie mam pojęcia
dlaczego wpadłam na pomysł napisania do ludzi, którzy prowadzili sprzedaż
biletów, ale wiem, że był to najlepszy pomysł w moim życiu. Po przelaniu
wszystkich smutków na e-maila nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
Bardzo szybko dostałam odpowiedź z zapytaniem jakie miejsca mnie interesują,
gdyż możliwe jest, że coś się zwolni. Moja reakcja była natychmiastowa: „Trzy
miejsca obojętnie w jakim sektorze”. Oczywiście na początku chciałam siedzieć jak najbliżej siatkarzy, ale teraz to kompletnie przestało się liczyć,
bo chciałam za wszelką cenę tam być, nawet gdybym miała siedzieć w ostatnim
rzędzie. W ciągu kolejnych dni znalazły się miejsca, a ja zdążyłam je kupić i
gdy dwa dni po przelewie wróciłam do domu nie mogłam opanować radości trzymając
w dłoniach piękne bilety. „Najlepiej wydana stówa w życiu”- mówiłam to przed
meczem i mówię teraz, gdy jest już ponad dwa tygodnie po nim.
Po przyjeździe do
Wrocławia zdecydowałyśmy, że chcemy iść jeszcze pod hotel, w którym chłopaki
nocują, także trochę się pokręciłyśmy i w końcu dotarłyśmy pod Hotel Orbis.
Przy wejściu czekali fani, także zatrzymałyśmy się tam na chwilę i ruszyłyśmy w
dalszą drogę.
Moment kiedy wysiadłam z tramwaju i zobaczyłam tych
wszystkich ludzi zmierzających na halę- bezcenny. Od tamtej chwili uśmiech nie
znikał z moich ust. Szczerzyłam się jak głupia, ale czułam się z tym
cudownie. I to uczucie, jakby wrócić do domu po długiej podróży, znaleźć się
wreszcie wśród swoich.
Przez chwilę razem z dziewczynami poszukiwałyśmy wejścia na
nasz sektor, Sektor C. Szybko znalazłyśmy się na swoich miejscach i każda z nas
z ciekawością zaczęła się rozglądać. Na parkiecie ćwiczyło już kilku
Amerykanów, jednak z Naszej ekipy nie było jeszcze nikogo, także spokojnie
mogłam podziwiać piękno hali i obserwować jak się zapełnia.Widok ludzi ubranych
w biało-czerwone barwy i myśl, że są tu po to by kibicować tak, aby Nasi nie
zwątpili, ani przez chwilę w to, że są to najlepsi kibice na świecie. Ta myśl
sprawiała, że ciarki przechodziły po plecach a uśmiech kwitł na ustach.
I wreszcie ujrzenie Ich. Zobaczenie swoich idoli w końcu na
żywo. Magia. Nie wiedziałam na kogo powinnam patrzeć najpierw, wszystkim
chciałam się dokładnie przyjrzeć. Oczywiście obserwację zaczęłam od mojego
ulubieńca- Łukasza Żygadło. Momentami zerkałam też na poczynania Pana Orzełka-
szacunek dla tego pana, to co on wyprawia na parkiecie i poza nim- mistrzostwo.
Nie dość, że jest wszędzie to rozśmiesza człowieka do łez. No i świetnie
zagrzewa do kibicowania. W mojej kolekcji znalazło się zdjęcie z „Panie Orzele”
z czego jestem bardzo zadowolona, gdyż jadąc na mecz, cały czas powtarzałam, że
muszę je mieć.
Wszystkie zabawy na trybunach to istny szał. Harlem shake'i,
fale, odwrócone fale, przyśpiewki na stojąco, głośne klaskanie i wymachiwanie
flagami oraz czerwonymi i białymi karteczkami. Coś niesamowitego. Jednak chyba
od zawsze największy respekt wzbudza odśpiewanie hymnu. Prawdopodobnie nigdy
nie śpiewałam go tak głośno i będąc tak dumna z tego, że jestem Polką. Tam
można poczuć tą dumę prawie namacalnie. Drżenie konstrukcji z krzesełkami pod
sobą sprawia, że człowiek zdaje sobie sprawę, że wreszcie odnalazł swoje
miejsce. Chce się tam być za każdym razem, z tymi ludźmi i dla ludzi oddających
swoje serce boisku. Im chce się oddać własne serce.
Sam
mecz był bardzo ciekawy. Pełne skupienie i koncentracja na każdej akcji, a w
przerwach obserwowanie pięknej zabawy kibiców. Głośne klaskanie i zagrzewanie
chłopaków do walki. Spotkanie skończyło się bardzo dobrym wynikiem, bo 3:1 dla Nas.
Końcówka meczu była jednak trochę nerwowa. Dobre zagrywki Paula Lotmana
zbliżały Amerykanów do wyrównania wyniku, ale nie daliśmy się i już po chwili
mogliśmy cieszyć się z wygranej. Na stojąco odśpiewaliśmy jeszcze siatkarzom
„Dziękujemy” i zaczęła się pogoń za autografami, fotkami czy choćby zobaczeniu
idoli z bliska. Oczywiście dla mnie najważniejsze było spotkanie Łukasza, także
razem z dziewczynami szybko znalazłyśmy się w pobliżu barierek, jednak
siatkarze zajęci byli jeszcze ćwiczeniami. Dlatego na pierwszy ogień poszedł
Andrzej Wrona, który w tym spotkaniu nie grał, jednak był obecny na hali, gdyż
kwestował na rzecz Fundacji HEROSI. Po wpłaceniu symbolicznej złotówki
poprosiłam Andrzeja o autograf na koszulce i po chwili widniał już na niej. Ponownie
wróciłam do barierek, akurat Łukasz rozdawał autografy po drugiej stronie,
wydawało mi się, że tutaj już nie podejdzie tylko uda się do wyjści dlatego
ruszyłam na korytarz, pod wyjście dla siatkarzy. Dziewczyny zostały na hali i
to one miały rację mówiąc, że Łukasz zaraz podejdzie. Dostały autografy od Ziomka, który był u nas pod
barierkami, ja choć wróciłam w ostatniej chwili nie udało mi się go dostać.
Powiedziałam, że bez podpisu Łukasza nie wyjdę z hali, dlatego znów udałam się
pod wyjście dla siatkarzy. Po drodze minęłam Matta Andersona i Marcina
Możdżonka, którzy już byli porywani do wywiadów. Czekając na Ziomka zebrałam
autografy Michała Kubiaka, Michała Ruciaka i Michała Winiarskiego. Zbyszek
zajęty był robieniem zdjęć mimo; że kilka razy podawałam mu zeszyt, w końcu
odpuściłam. Dziewczyny dołączyły do mnie i przez chwilę zastanawiałyśmy się co
robić dalej. Czy wyczekiwać na kolejne autografy, do których i tak ciężko się
przepchnąć, czy może podejść do Łukasza Kadzieicza, który kręcił się po drugiej
stronie korytarza. Zdecydowałyśmy podejść do niego, jednak początkowo przejście
na drugą stronę uniemożliwiali ochroniarze. Kiedy już się udało ogarnęła nas
trema, ale postanowaiłam, że zapytam o ten autograf, w końcu Kadziu również był
priorytetem na mojej liście, tak jak Ziomek. Chwyciłam mocniej zeszyt i markera
i podeszłam do Łukasza, który stał oparty o ścianę i zapytałam czy mogę dostać
autograf. Zupełnie nie spodziewałam się, że się nie zgodzi. Jednak bardzo
taktownie wytłumaczył mi i dziewczynom, że on też jest w pracy, że czeka na
siatkarzy tak jak my i musi nakręcić materiał. Podejrzewam, że był też po
prostu zmęczony tym całym podpisywaniem, ale pewnie by się do tego nie
przyznał. Zamiast tego zapytał nas czy idziemy z nim poczekać na siatkarzy, na
co z wielką ochotą się zgodziłyśmy i ruszyłyśmy z Kadziem bliżej kibiców
czekających na zawodników. Kiedy kolejne osoby prosiły go o podpisy widziałam
już dobrze, że wcale nie ma na to ochoty i chciałby w spokoju wykonywac swoją
pracę, mimo to zgodził się na tych kilka autografów, żeby dostać wreszcie
święty spokój. Jednak o naszej obecności nie zapomniał. Nadal stał przy nas i
normalnie rozmawiał, mówiąc o tym, że kręci materiał, a my rozmawiałyśmy z nim
jakby to był nasz znajomy. Do tej pory nie spotkałam jeszcze osoby do której aż
tak musiałabym zadzierać głowe, ale nie przeszkadzało mi to wcale. No i
czekając tak z Kadziem doczekałam się wreszcie Ziomka. Łukasze przywitali się
ze sobą, a mi udało się po trudach dostać autograf. Miałam jeszcze nadzieję na
zdjęcie, jednak godzina była już późna a chłopaki spieszyli się do hotelu,
także obiecałam sobie, że zapewne (dopiero) za rok zrobie wszystko by mieć to
zdjęcie :) No i tak zakończył się mój pierwszy mecz reprezentacyjny, którego
wspomnieniami będę żyć do kolejnego.
Pozdrawiam :)