środa, 30 października 2013

Rozdział 7

Niedługo nacieszyłam się Andrzejem. Nasze "sam na sam" skończyło się dość szybko, gdyż na działkę wróciła większość zaproszonych. Wróciliśmy do ogniska, jednak czuliśmy się lekko skrępowani, tym co się wydarzyło.
- Przepraszam cię, muszę z kimś porozmawiać- powiedział do mnie Andrzej, wstał i podszedł do jakiegoś chłopaka.
Nie bardzo wiedziałam co mam o tym myśleć. Może po prostu się pospieszyliśmy, a może Andrzej przestraszył się, że teraz nie odczepię się od niego. Nie miałam okazji dalej się nad tym zastanawiać, bo dosiadła się do nas Aga.
- Jedziesz z nami po flaszkę?- zapytała wesoło- Towarzystwo się znowu zeszło, a nie ma co pić- popatrzyła na mnie bezradnie, była kompletnie wstawiona.
- A niby  kto będzie prowadził?- ja również nadal nie byłam trzeźwa, ale nie wsiadłabym do samochodu z kimś kto widzi podwójnie drogę.
- Filip nie pił, pojedzie z nami.
- W takim razie mogę jechać- rozejrzałam się niepewnie dookoła, ale nie zobaczyłam Andrzeja.
No i dobrze- pomyślałam- Pojadę z nimi, niech nie myśli, że będę za nim latać albo czekać na niego jak ostatnia idiotka.
Wstałam z ławki i razem z Agnieszką i Filipem poszliśmy do samochodu.
Kiedy wróciliśmy Andrzeja dalej nie było. Czego się spodziewałam? Może nie tego, że będzie czekał na mnie z bukietem róż, ale miałam nadzieję, że przynajmniej będzie. Pod jego nieobecność wypiłam kilka kolejnych kieliszków.
- O Karol napisał!- zawołała ucieszona Ewelina.
- I co?- wzruszyłam ramionami i usiadłam obok niej na ogrodowym krzesełku.
- Pyta czy jesteś- uśmiechnęła się.
- No jestem- odpowiedziałam bez entuzjazmu.
- Napisze mu, że siedzisz i czekasz na niego- puściła mi oczko.
- Nie! Nie pisz tego!- próbowałam zabrać jej telefon, ale nie udało mi się.
- Za późno- zaśmiała się.
Wywróciłam oczami i westchnęłam głośno. Komórka zawibrowała i Ewelina dostała odpowiedź.
- Co napisał?- próbowałam ukryć trochę swoje zainteresowanie.
- Yyyyyy... napisał, żebyś lepiej tego nie robiła...Burak jeden!
Zabolało. Nie żebym jakoś bardzo przejmowała się Kłosem, ale tak naprawdę pojawiając się tu miałam nadzieję na miły wieczór w jego towarzystwie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że ten koleś nie jest warty dokładniejszego poznania.
Mimo tego, że mój humor uległ pogorszeniu starałam się dobrze bawić. Żartowałam, śmiałam się i z ciekawością słuchałam historii opowiadanych przez osoby zgromadzone przy ognisku. Nawet nie wiem kiedy pojawił się Karol. Przywitał się ze wszystkimi po czym uraczył mnie swoim uśmiechem. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Znów zaszyłam się w altance, ale dobrze wiedziałam, że jeszcze chwila, a on się tam pojawi. Żeby do tego nie dopuścić wymyśliłam pewien pomysł. Wróciłam do znajomych i usiadłam obok Agnieszki. Wypiłam trochę soku, po czym zebrałam się w sobie i powiedziałam do przyjaciółki:
- Idę się przejść.
- Ok, a Andrzej idzie z Tobą?- uśmiechnęła się lekko.
- Jeśli nie zauważyłaś to powiem ci, że go tu nie ma i idę sama.
- Jak sama? Nigdzie sama nie pójdziesz!- powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu- Czy jest ktoś chętny na spacer z Ewą?- zapytała zgromadzonych.
Wywróciłam oczami i w środku miałam chęć siebie udusić za to, że nie przewidziałam takiego obrotu sprawy. Ludzie nie bardzo mieli ochotę na jakieś włóczenie się po okolicy, dlatego nikt się nie zgłosił. Ucieszyłam się tym, ale moja radość nie trwała długo.
- Karol pójdziesz z Ewą?- zwróciła się do Kłosa.
Jego mina mówiła wszystko wcale nie chciał nigdzie ze mną iść. Nie odmówił jednak Agnieszce i kiedy ruszyłam do furtki poszedł za mną. Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy, w sumie mało mnie to obchodziło, co ma do powiedzenia. Po kilkunastu minutach doszliśmy do miejsca, gdzie kończyły się działki oraz droga. Nie mam pojęcia kto postawił tu małą ławeczkę, ale byłam zadowolona z tego faktu. Usiadłam, a Karol zajął miejsce obok. Nagle stał się bardzo towarzyski, zaczął zabawiać mnie rozmową, mimo iż nie miałam siły odpowiadać na żadne jego pytania. Kiedy po niedługim czasie wracaliśmy złapał mnie za rękę. Spojrzałam na nasze splecione dłonie i nie zareagowałam. Niezbyt miło potraktował mnie na początku, ale jakbym nagle o tym zapomniała. Dopiero kiedy stanęliśmy przed furtką szybko puściłam jego rękę, nie chciałam by ktoś nas widział. Okazało się, że przy ognisku znowu zostało niewiele osób, impreza tym razem naprawdę dobiegała końcowi. I wtedy go zobaczyłam. Andrzej siedział zgarbiony nad paleniskiem i dłubał w nim kijem. Jego widok mną wstrząsnął. Nigdy nie widziałam tak smutnego faceta. W sumie czy aby na pewno smutnego? Może załamanego, zirytowanego, oszukanego. Wyglądał tak przygnębiająco, że aż zawahałam się czy do niego podejść. Dlatego poszłam usiąść do altanki. Chciałam być teraz sama, ale o tym mogłam  zapomnieć. Po chwili usłyszałam głos Karola.
- Gdzie jest Ewa?
Modliłam się by nikt mu nie odpowiedział i faktycznie nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, ale zaraz usłyszałam jego kroki.
- Dlaczego siedzisz tu sama? Chodź do nas- powiedział ciepło i usiadł po mojej lewej stronie.
- Chce przez chwile być sama.
- Ale zaraz przyjdziesz?- upewnił się.
- Tak, zaraz- skłamałam.
- No dobrze- szepnął i zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewałam, przytulił mnie.
Znowu nie odepchnęłam go od siebie, nie miałam już siły by z tym wszystkim walczyć. Miałam tylko nadzieję, że zaraz odejdzie i zostawi mnie w spokoju. O to, że Andrzej tego nie widział byłam spokojna.
Długo zbierałam się w sobie. Bałam się spojrzeć w oczy Andrzeja, ale nie miałam innego wyjścia. Powoli wróciłam do ogniska i zamiast na ławce usiadłam na trawie obok siatkarza. Ledwie usiadłam i na niego spojrzałam, bo Andrzej wstał, rzucił kij do paleniska i odszedł. Zaszył się gdzieś nieopodal, ale nie chciałam drugi raz próbować. W jednej chwili zrozumiałam, że to koniec. Zabolało, cholernie mocno. Mimo, że ledwie go poznałam, czułam, że to coś więcej, że to ma sens, ale na to było już za późno. Skończyło się nim się zaczęło, a jego zachowanie zraniło mnie bardziej niż odejście któregokolwiek z facetów z którymi spotykałam się wcześniej.
Przede mną pojawił się Karol i wyciągnął w moją stronę ręce.
- Chodź, nie będziesz tak na ziemi siedzieć.
Nie podałam mu dłoni, nie wstałam, siedziałam dalej tak jak siedziałam i chciałam żeby zostawił mnie w spokoju, żeby zniknął. Zamiast tego on przykucnął złapał mnie za ręce i pociągnął do góry, przez chwile się opierałam, ale co właściwie mogłam w porównaniu z nim. Poddałam się i pozwoliłam zaprowadzić na ławkę. Usiedliśmy obok siebie. Byłam koszmarnie zmęczona, nagle wszystko przestało mnie obchodzić, mieć jakikolwiek sens. Nie interesowało mnie już czy tak wypada czy nie, oparłam głowę o ramie Kłosa i pozwoliłam by się mną zaopiekował.
O 4 nad ranem Filip razem z Andrzejem odwieźli nas do mieszkania Eweliny. Wcale nie miałam ochoty jechać w jednym samochodzie z Wroną, ale Filip jego także odwoził, więc nie miałam nic do gadania. Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę. Może gdyby nie tyle alkoholu potrafiłabym myśleć trzeźwo i prosiłabym go już w samochodzie, ale wtedy nie przyszło mi to do głowy.

3 komentarze:

  1. Kurcze no...zbieram się już od kilku dni o skomentowanie jakoś tego posta i nic, a nic nie przychodzi mi do głowy. Nie dlatego, że był taki nieciekawy, wręcz odwrotnie. To wszystko było tak świetnie opisane - emocje, miejsce, przemyślenia bohaterki. Po prosi pro-reckt :) Misze dodać, że Karollo tylko przeszkadza im w złapaniu bliższej więzi i to mnie wkurza,nie chce żeby to przez niego Ewa i Wronka tak cierpieli. No to tyle chyba :D Uff..jakoś to skleciłam do, za przeproszeniem, kupy ;) Jak zawsze czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czlowieku. najlepsze opowiadanie siatkarskie na swiecie. serio.
    kiedy kolejnyy??

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam zaraz po publikacji, ale nie miałam już czasu na naskrobanie komentarza, teraz to nadrabiam;) co tu dużo mówić, świetnie jak zwykle;) do następnego!;)

    OdpowiedzUsuń